Oj, dawno mnie tu nie było. Tzn w porównaniu do ostatnich przerw to i tak nieżle.
Dużo się działo. W czawrtek biorąc Praczkę (czyt. jedną z najlepszych przyjaciółek) z zaskoczenia w pewną podróż. Kazałam jej tylko wziąć strój i ręcznik. Zabrałam ją i skubana dopiero po 30stu kilometrach, gdy Krzyssztof Hołowczyc oznajmił iż do celu jeszcze 80 kilometrów, zaczęła się zastanawiać gdzie zmierzamy. Gdy dotarliśmy na miejsce okazało się,że nasza kwatera mieści się w trzygwiazdkowym hotelu z prywatną plażą, jachcikami i rowerkami wodnymi. Na dole hotelu mieściła się salka ze snookerem i bowlingiem. Przyznaję iż byłyśmy tam trochę na tzw doczepkę, ale przygoda była przednia. Najpierw szukałyśmy miejsca na śniadanie, potem 'opiekę' nad na nami przejął instruktor windsurfingu Jakoś nie w myślach nam było żaglowanie na desce, więc zapieprzałyśmy na rowerku. Tego dnia najadłyśmy się dużych ilości pysznego jedzonka mi pstrąga zapiekanego pod śmietaną, krewetek w chilli z ananasową salsą albo pasztetu z migdałami. Dzień spędzony cudownie, pełen wrażeń, których opisanie tu zajęłoby mi kilka stron. Konferencje rodziców są przednie!
~
Piątek zakończył się ogniskiem przy grzankach z tzazikami (jakkolwiek się to pisze) i ogórasami małosolnymi. Upiekłam na tę okazję drożdżowe z truskawkami. Czas ten spędziłam w starym gronie, niezmiennym; Praczki (z Praczem), Koniary, Katolika, Harcereczki no i mnie. Cudowności wiedzieć że ich mam, że są, zawsze.Goście u których przebywałam przedstawili się jako wujostwo, więc Pani Ciocia M- wielka fanka Bolesławieckiej zastawy i Pan Wujek K- sędzia siatkówki, tzn były; bardzo miło ugoscili mnie w swoim domku pod Gdańskiem.
A i jeszcze kilka ujęć Plamencji :))
A i jeszcze kilka ujęć Plamencji :))
~
Sobota upłynęła pod znakiem pracy i popołudnia z Koniarą na piecczeniu skubańca, niemalże jak w gimnazjum. Plus tony groszku z mojego ogródka i miliony słów.
~
W środę z Wujaszkiem Myśliwym udaliśmy się w stronę Gdańska i przebywającej tam Cioci B. Przed wyjazdem upieklam drożdżowe w owockami, na które załapał się Stryjek dzięki czemu rodzicom zostało mniej z kawałka, który im zostawiłam. W trasie wstąpilismy do restauracji na kolację, którą w moim wypadku był pyszny chłodnik litewski, a Wujaszka Myśliwego żurek z ziemniaczkami z okrasą; pycha było! Dotarliśmy na miejsce i do późnych godzin rozmawialiśmy i poznawaliśmy się z kotami Zochą i Kurkiem oraz z sędziwą suczką Sojką. W gościach dostało mi się miejsce na antresoli.
Następnego dnia udaliśmy się na spacer nad jezioro podczas którego zebrałam milion dzikich poziomek i dwa grzyby, popołudnie spędziliśmy zwiedzając Gdańsk. Trafiłyśmy przy tym na katolicką imprezę i było bardzo zabawnie. Przyjacielowi Katolikowi zakupiłam koszulkę, nie mogłam się powstrzymać!
Piątek spędziliśmy w Sopocie ze znajomymi z Warszawy i Kolegą Od Ajfona. "Dorośli" załatwiali swoje sprawy, a my z Kolegą Od Ajfona i jego świeżo ostrzyżoną Zoyą udaliśmy się do belgijskiej pijalni czekolady przy Monciaku na serniczka i kawę.
Później spacerek wzdłuż morza i na obiada już ze starszyzną. Tym razem był to świeżo łowiony pstrąg łososiowy w warzywach. Do tego na miejscu kupiłam wędzonego pstrąga dla Rodziców. Osobiście wolę pstrąga górskiego,a naj jakiego jadłam to w Lądku, mniam!
Wieczorem już tylko z Ciocią B i Panią Ciocią M udałyśmy się na zakupy. Mi udało kupić się moje ukochane perfumy i kurtkę. To ostatnie kupowałyśmy po zamknięciu centrum handlowego, co skutkowało nie krótkim spacerem, a wlasciwie bieganiną po centrum szukając jakiegoś wyjścia... Było śmiesznie.
Sobotni poranek po śniadaniu był czasem na spamowanie manatek i powrót. Po drodze obiadek, tym razem barszcz, a na drugie wegetariańskie gołąbki z kuskusem z warzywkami w środku. Przed posiłkiem dostaliśmy czekadełka w postaci pasty z makreli, twarożku i smalczyku z pieczywem.
Pysznie spędzony weekend w miłym towarzystwie :))
Później spacerek wzdłuż morza i na obiada już ze starszyzną. Tym razem był to świeżo łowiony pstrąg łososiowy w warzywach. Do tego na miejscu kupiłam wędzonego pstrąga dla Rodziców. Osobiście wolę pstrąga górskiego,a naj jakiego jadłam to w Lądku, mniam!
Wieczorem już tylko z Ciocią B i Panią Ciocią M udałyśmy się na zakupy. Mi udało kupić się moje ukochane perfumy i kurtkę. To ostatnie kupowałyśmy po zamknięciu centrum handlowego, co skutkowało nie krótkim spacerem, a wlasciwie bieganiną po centrum szukając jakiegoś wyjścia... Było śmiesznie.
Pysznie spędzony weekend w miłym towarzystwie :))