poniedziałek, 9 czerwca 2014

99) Nowy członek rodziny

   Znalazłam chwilke by tu napisać. Znowu w jakiś nietypowych warunkach bo na telefonie i w galerii handlowej. Ale od początku. 
   W piątkowy poranek udałam się moim dwukołowym pojazdem na targowisko. Zakupiłam kolejnych sadzonek pomidorów, brukselki, kapusty, kalarepy i wiele innych. Mimo upałów trafiły do ziemi.




   W moim ogródku oficjalnie pełna para zaczął sięsezon truskawkowy. Szerokim łukiem omijam niezjadliwe i nawożenie na wszystkie sposoby kupne podróby tych owoców. A sio! Dodatkowo wysyp poziomek i młody groszek w strączkach- mniam!



   Wieczorem, ponownie, za namową Cioci B, wybrałyśmy się na basen. Kolejny raz perswafowalam swój brak umiejętności pływackich. Tym razem zamiast na bąbelkach skończyło sie na Aqua aerobiku. Trafiłam na zajecia na których zaniżałam średnią wieku o jakieś dwadzieścia, nic tam. Dostałam taki pas wypornościowy i nie wem jak reszta, ale ja nie mogłam dotknąć podłoża. Z jednej strony fajnie taka leciutka sobie byłam, a z drugiej kijowo się ćwiczyło. Po pół godzinie Ciocia B z drugiego końca hali basenowej na migi pokazała mi, że
             I D Z I E M Y   J U Ż.
 Więc [głos polonistyki w tle- "nie zaczyna się zdania od 'więc'] zabrałyśmy się na chwil parę do sauny i out. Tak oto zaczęłam i zakończyłam moją przygodę z Aqua aerobikiem. 

   Sobotę zaczęłam od zakupów i załatwiania mniejszych i większych spraw. Na szybko zmajstrowałam sernik na zimno na pełnoziarnistym spodzie z musem truskawkowym i przyjechał Najmilszy. Upał, skwar, a Najmiszy się rozpływa. Krótka piłka- koc, woda i stroje kąpielowe. Siadam za kółko i jedziemy sobie nad zalew oddalony o 50km od domu. Caaały dzień leżeliśmy i odpoczywaliśmy po całym tygodniu. Po powrocie o 19stej obiadek i byczenie się we dwoje. 

Niedziela upłynęła podobnie z tym że za domem. Ale!

Jak jechaliśmy ekipą do Wrocławia. Gdy tylko dojechaliśmy urwałam im się i pobiegłam przed siebie. Mina Najmilszego- hit! Wróciłam kilka minut pózniej z kartonem Krupniku, popularnej wódki. Szczegół w tym, że wnętrze zawierało coś dużo lepszego. Mojego pierwszego, najpiękniejszego kotka <3 Długo zastanawiałam się jakiego i czy w ogole bym chciała. Oto i jest. Najmilszy zachwycony i zakochany. W pierwszej chwili pomyślał, że to do jego mieszkania. Kotek jednak trafi do mnie do domu, jest to właściwie prezent dla Mamy ;) 
Mieszka teraz ze mną i Najmilszym we Wrocławiu. Jak zechce mi się wrócić to zabiorę go do siebie. Najmilszy twierdzi, że to nasze pierwsze dziecko i że trzeba je wychować. Śmiesznie jest. Opanowaliśmy już kuwetę, ale moje podrapane uda i ramiona wołają o pomstę do nieba. 
   O kocie, a właściwie kotce, która nie doczekała się jeszcze imienia bedzie zapewne często. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Na każde pytanie odpowiem, a każdą krytykę przyjmę 'na klatę'